wtorek, 18 lutego 2014

Głosy zza grobu, czyli o rosnącym niepokoju

Zaczęło się niewinnie. Córka zaśpiewała ze zmarłym tatusiem. Nathalie Cole wydała w 1991 album "Unforgettable", na którym znalazła się piosenka jej ojca pod tym samym tytułem. Były to zmiksowane ścieżki z głosami dwojga śpiewaków. Niby nic, wszystko pozostaje  w rodzinie, ale... Pojawia się niepokój, czy rzeczywiście nic się nie stało. Przyczyną tego niepokoju jest być może opinia żony Nat King Cole'a, która zarzuciła córce wykorzystywanie dorobku ojca do celów po prostu marketingowych .



Potem było tak
W 1997 roku Charles Aznavour wydaje album pod tytułem "Plus bleu que tes yeux". Jest to jednocześnie tytuł piosenki, którą piosenkarz dużo wcześniej napisał dla zmarłej w 1963 roku Edith Piaf. Piosenkarz rozpoczynał swoją karierę u jej boku, razem występowali na koncertach. On początkowo jako support, ona już jako gwiazda. I tą bliską więzią zawodową oraz osobistą można tłumaczyć chęć oddania hołdu Piaf w ten niecodzienny sposób. Album rozpoczyna tytułowa piosenka, będąca, jak w poprzednim przypadku, mixem dwóch ścieżek dźwiękowych z głosami Piaf i Aznavoura. Na klipie piosenkarz śpiewa z "widmem" wielkiej gwiazdy francuskiej piosenki.


A potem to już poszło. W 2006 roku w pierwszym programie francuskiej telewizji (komercyjnym - kilka lat temu taka uwaga byłaby istotna, teraz gdy telewizje państwowe zapomniały kompletnie o ich misji, już chyba nie) zrealizowano program pod tytułem "Les duos de l'impossible" (Niemożliwe duety). I zaroiło się aż od tych duetów z nieboszczykami. Mój niepokój więc ciągle wzrasta. Co innego bowiem stały dostęp do starych, oryginalnych nagrań, a co innego tworzenie nowej rzeczywistości medialnej w imię zwiększenia oglądalności. To już nie krąg rodziny czy bliskich znajomych, lecz arbitralnie dobierane pary. I wszystko dla kasy.


 
Sacha Distel mógł znać Larę Fabian, ale na choćby 58-latka chyba tu nie wygląda, 
tyle zaś miał, gdy Fabian zaczynała dopiero swoją karierę

Dlatego będąc oczarowanym płytą, którą ostatnio nabyłem za bilety Narodowego Banku Polskiego, doceniłbym jeszcze bardziej zasługi wszystikich, którzy się przyczynili do wydania piosenek nagranych przez pana Jerzego Wasowskiego na domowym magnetofonie, a które pozostały nieznane do czasu ich obecnej publikacji, gdybym mógł usłyszeć głos samego tylko mistrza. (strasznie długie zdanie mi wyszło)
Tym niemniej chapeau bas przed realizatorami nagrań, kompozytorem i aranżerem, członkami orkiestry i paniami, którym dano okazję uczestniczyć w tej przygodzie jako wokalistki.



Jestem zatem oczarowany, ale niepokój coraz bardziej rośnie, bowiem doszło już i do tego, że w zeszłym roku nagrano prawdziwą balladę z trupem.


Co ciekawe, teraz synowie Joe Dassina kłócą się z Hélène Ségara, kto kogo prosił, zaprosił, czy ktoś w ogóle zezwolił itd. itd. Wykorzystanie nie tylko głosu zmarłego piosenkarza, ale także jego wizerunku, nawet za zgodą rodziny, gdyby taka była, świadczy jednak o przekroczeniu kolejnej granicy. Więc mój niepokój rośnie dalej, bo to może jeszcze nie koniec...

niedziela, 16 lutego 2014

Jak się przestraszyć wieczorową porą, czyli opowieści niezwykłe

W latach 1967-68 Telewizja Polska wyprodukowała serię pięciu filmików trzydziestominutowych pod wspólnym tytułem "Opowieści niezwykłe". Były to opowieści niezależne od siebie, nakręcone według opowiadań polskich pisarzy, głównie XIX wiecznych: Henryka Rzewuskiego ( Ja gorę! ), Józefa Korzeniowskiego ( Mistrz Tańca ), Ludwika Niemojewskiego ( Szach i mat ) oraz Stefana Grabińskiego ( Pożarowisko i  Ślepy tor ). Elementem spinającym je w całość jest początek. Do dziennikarza mieszkającego na poddaszu jakiejś kamienicy za murami miejskimi (w tej roli Kazimierz Rudzki), przybywają wieczorami goście z zaświatów, by opowiedzieć mu swoje niecodzienne przygody.
 
Najbardziej mi się podobał, już jako nieletniemu widzowi, film w reżyserii Janusza Majewskiego Ja gorę! z dwiema znakomitymi rolami: główną, Jerzego Turka, imć Pana Pogorzelskiego, herbu Krzywda, i drugoplanową, ale jakże wdzięczną, Jerzego Wasowskiego jako księcia biskupa. No i ten kapitalny głos z zaświatów Władysława Hańczy. Zapraszam na ów majstersztyk. 
 
 
 
 
Do pozostałych części podaję powyżej, w nawiasach, linki na You Tube. Życzę miłego oglądania. Mam nadzieję, że spodobają Wam się tak jak mnie.
Dlaczego Telewizja nie wydaje tych wspaniałości na DVD???
 
 
 

środa, 12 lutego 2014

Trzech panów: Ł. F. i Sz.

Po dwóch postach o dwóch panach z pewnego miasta, czas na odpowiedź na pytanie o rodzinne miasto Bohdana Łazuki...



Piosenka ta pochodzi z telewizyjnego programu Popierajmy się, prowadzonego w latach 1968 - 1972, przez Jacka Fedorowicza, Piotra Szczepanika i Bohdana Łazukę. Niestety, nie mogę sobie przypomnieć za żadną cenę żadnego odcinka. Jednak już z tych kawałeczków można sobie wyrobić opinię o wysokim poziomie artystycznym i wielkim humorze autorów i wykonawców. Wbrew obiegowym opiniom, czasy PRL-u to nie tylko szary codzienny znój. No, a że sprawy damsko-męskie są podobne pod każdą szerokością i długością geograficzną, i w każdych czasach, więc skorzystajcie panowie z krótkiego szkolenia:



Jacka Fedorowicza, jako znakomitego konferansjera i współautora scenariuszy, pamiętam raczej z innych cyklicznych programów Kochajmy się i Małżeństwo doskonałe. Ogromnie żałuję, że programy te nie były nagrywane, ale jak powiedział Jerzy Gruza, ich reżyser, miało to pewien sens, bo w razie uwag krytycznych różnych oficjeli i cenzorów, dowodów na taśmie nie było...
To chyba w Małżeństwie doskonałym po raz pierwszy, oczywiście jako dziecię nieletnie, poznałem czar ukrytej kamery. I jestem dalej pod jej urokiem (tej staruszki z telewizji polskiej, a nie amerykańskiego chłamu z podkładanym śmiechem, keczupem tryskającym na ślubną suknię czy ludzi w supermarkecie wpadających do wody, zamiast lec na wygodnym łóżku). Na You Tubie jest jeden przykład. Pamiętam jeszcze, że była historia z fałszerzem pieniędzy i banknotem pod oponą samochodową i coś z pomaganiem w niesieniu wielkiej walizki. I do tego genialne komentarze Jacka Fedorowicza. 




Na koniec odzywa się we mnie dusza przewodnicka. Czy rozpoznajecie przed którym urzędem pocztowym wisi ta skrzynka?

poniedziałek, 10 lutego 2014

Bohdan Łazuka

W następnym poście dowiecie się, w jakim mieście się urodził Bohdan Łazuka ostatniego październikowego dnia w 1938 roku. Ukończył Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie, jako uczeń Ludwika Sempolińskiego i Kazimierza Rudzkiego.
W 1963 roku, na pierwszym Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu dostał nagrodę indywidualną za piosenkę Dzisiaj, jutro, zawsze , którą pamiętam doskonale z teledysku nadawanego w telewizji (na czerwono zaznaczony jest link do You Tuba).

Wielkim przebojem była piosenka Bogdan, trzymaj się. Niestety nie znalazłem na You Tubie nagrania telewizyjnego z tamtego okresu, więc musimy się zadowolić tym:


Dwa lata później, też w Opolu, zaśpiewał piosenkę W siną dal, którą poniżej możecie usłyszeć śpiewaną w duecie z Igą Cembrzyńską. (Festiwal opolski, 1979). Tę piosenkę i ten duet pamiętam przede wszystkim z płyty.



Znakomitą opinię miał o nim Ludwik Sempoliński (o profesorze też będzie niedługo małe co nieco), ale wyraził w swoich pamiętnikach również wielką obawę, czy jeden z jego ulubionych uczniów nie zejdzie na złą drogę. Łazuka zaangażowany po szkole teatralnej do Teatru Współczesnego, musiał go opuścić ze względu na brak dyscypliny, potem była również nieudana próba z Teatrem Syrena. To raczej estrada była jego przeznaczeniem i przyciągała go chyba od najwcześniejszych lat. 
"Bolałem bardzo nad jego lekkomyślnością, zwłaszcza że w krótkim czasie zdobył dużą popularność, a nawet sławę występując na festiwalu w Opolu w piosence Dzisiaj, jutro, zawsze, a potem Bogdan, trzymaj się. Z jednej strony cieszyłem się jego popularnością, a z drugiej niepokoiłem się, oby tylko nie zaprzepaścił swego talentu, którym go tak hojnie obdarzyła natura." Ludwik Sempoliński - Druga połowa życia, Czytelnik, 1985.

Jest znakomitym interpretatorem piosenek przedwojennych. Ludwik Sempoliński w cytowanych wyżej pamiętnikach twierdzi, że jego interpretacja Umówiłem się z nią na dziewiątą była lepsza niż Eugeniusza Bodo. Powiedzmy, że o gustach się nie dyskutuje. Ja lubię obie.


Na koniec jedna z najpiękniejszych piosenek śpiewanych przez Pana Bohdana:


 

sobota, 8 lutego 2014

Piotr Szczepanik

Jednym z piosenkarzy, których bardzo lubiłem w późnych latach sześćdziesiątych był Piotr Szczepanik. Urodzony w 1942 roku w Lublinie (informacja ta przyda nam się za kilka dni). Jako student historii sztuki zaczął działać w kabarecie, zadebiutował zaś w 1963 na Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie, wówczas nazywał się on Ogólnopolskim Studenckim Konkursem Piosenkarzy. Szczepanik zajął tam czwarte miejsce. Startował również rok później, w 3 edycji Konkursu, zajmując... czwarte miejsce. Więcej chyba nie próbował.
Wylansował kilka przebojów, z których najpopularniejsze były: Żółte kalendarze, Goniąc kormorany, Kochać..., Puste koperty

Żółte kalendarze, to chyba pierwszy przebój Piotra Szczepanika. Piosenka nagrana 4.01.1965 w studiu radiowym przy ul. Myśliwieckiej, gdzie się mieści obecna Trójka, wzięła udział w konkursie na Radiową Piosenkę Miesiąca. Nie było wówczas kontaktu elektronicznego ze słuchaczami, więc przysyłali oni do redakcji kartki pocztowe. Z głosami na Żółte kalendarze przyszło ich... 60 tysięcy.  A wszystko trzeba było ręcznie policzyć... Wcześniej głosowało z reguły tylko po kilka tysięcy osób.


 
Goniąc kormorany. Piotr Szczepanik nagrał tę piosenkę z zespołem Tajfuny. Clip jest z roku 1965, jest to zatem chyba występ na Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Sopocie
 
 
 
Puste koperty.  No proszę, poczciwa pocztówka dźwiękowa, produkowana przez małe firmy prywatne, olewające kompletnie prawa autorskie, więc można było kupić nagrane na nich największe przeboje światowe, tyle, że kiepskiej jakości, odtwarzana na równie poczciwym adapterze Bambino (mono), który miał już własny głośnik. Mieliśmy takie cudo. W ramieniu miał dwie igły, ta pod zielonym przyciskiem pozwalała odtwarzać jeszcze stare płyty microsillons na 75 obrotów na minutę.



Kochać... (niby raczkująca ta telewizja, a zobaczcie jaki znakomity playback - dźwięk zupełnie się nie rozłazi z ruchem warg piosenkarza; tańczy zaś etatowy duet baletowy Telewizji Polskiej w tamtym okresie - Krystyna Mazurówna i Gerard Wilk).
 


 
Jednak najbardziej zasłuchiwałem się wówczas w tę piosenkę: Zabawa podmiejska. Nasza kuzynka miała płytę, jeśli dobrze pamiętam, singel, na które były cztery z prezentowanych dziś piosenek. Na pewno ta, kormorany i puste koperty.

 
 
 

czwartek, 6 lutego 2014

Dominiku czy Dominique

Pamiętam z wczesnego dzieciństwa filmik z piosenką wykonywaną po czesku o Dominiku. Ponieważ nie znam tego języka, więc do dzisiaj nie wiem o czym dziewczyny śpiewają. Sądziłem, że jest to utwór, który powstał w kraju naszych południowych sąsiadów. I nawet napis "hudba (czyli muzyka, tyle wiem) - Soeur Sourire" nie wydał mi się wówczas podejrzany.
 
 
 
Dopiero gdy  kilka lat temu kupiłem podwójny album z piosenkami francuskimi, ku memu zdziwieniu usłyszałem znajomą melodię, ale słowa były, jak się domyślacie, francuskie. Okazało się też, że jest to piosenka napisana w 1963 roku jako piosenka... ewangelizująca. Treść jej opowiada bowiem w sposób żartobliwy o świętym Dominiku, a jej autorką jest Soeur Sourire, Belgijka z zakonu Dominikanek. Piosenka zrobiła furorę w Europie i w Stanach Zjednoczonych, biła rekordy sprzedaży płyt...
Show business jest pokusą nie tylko dla maluczkich, ale nawet dla zakonnic. Soeur Sourire opuściła zakon, lecz nie udało jej się powtórzyć wcześniejszych sukcesów, kariery w laickim świecie, niestety, nie zrobiła. Co gorsza, skończyła bardzo smutno, bowiem ścigana przez belgijską skarbówkę, popełniła w 1985 roku samobójstwo. Pozostały jednak jej piosenki, a przed wszystkim ta:
 
 
 
 

środa, 5 lutego 2014

Kalina Jędrusik

Wczorajsze piosenki ukazały Kalinę Jędrusik jako znakomitą interpretatorkę piosenek tandemu Przybora/Wasowski. Znacie ją także jako aktorkę. Ze staroci bardzo lubię dwa kryminały w których grała.
Pierwszy był luźną adaptacją debiutu chyba sensacyjnego Joanny Chmielewskiej pt. Klin. Intryga w książce była tak pokręcona, że do tej pory nie wiem o co właściwie autorce chodziło. Pani Chmielewska już na wstępie swojej kariery przeszła samą siebie. Film jednak jest bardzo fajną, lekką komedią kryminalną ze znakomitą obsadą: Jędrusik jak Joanna, główna bohaterka, i Krystyna Sienkiewicz jako jej przyjaciółka, Janka. Poza nimi tajemniczy Andrzej Łapicki, Wieńczysław Gliński, Jacek Fedorowicz, Mieczysław Czechowicz, Ryszard Pietruski... Lekarstwo na miłość trudno niestety kupić, ale tymczasem można obejrzeć na YouTubie http://www.youtube.com/watch?v=cGe60S6eLuA

Drugim był film napisany według scenariusza Joe Alexa, czyli Macieja Słomczyńskiego, specjalisty od literatury angielskiej, tłumacza dzieł Szekspira, czy Ulisses'a Jamesa Joyce'a. Praca nad klasyką literatury była, a właściwie jest cały czas, nie tylko mało popłatna, ale wręcz kosztowna. Dlatego Maciej Słomczyński zarabiał na życie głównie pisaniem kryminałów. Był też scenarzystą kilku filmów, między innymi mrocznego kryminału, którego akcja rozgrywała się w ciągu jednej nocy, w starym zamku (mam wrażenie, że zdjęcia kręcono w Kórniku, ale głowy za to nie dam; byłem tam tylko raz) Gdzie jest trzeci król? Tego filmu trzeba chyba szukać na Chomikuj, bo nie znalazłem go ani na YouTubie, ani w sprzedaży.

To, niestety, tylko zajawka
 




 

poniedziałek, 3 lutego 2014

Piosenka jest dobra na wszystko

W czasach gdy Starsi Panowie Dwaj śpiewali piosenkę o tym tytule, prawie wszystkie piosenki były na wysokim, a przynajmniej na przyzwoitym poziomie. Kiedy przyszedł mi do głowy pomysł z blogiem, na którym chciałbym się z Wami podzielić moimi ulubionymi utworami (wszelakiej maści, nie tylko piosenkami), doszedłem do wniosku, że konieczne jest dodanie przymiotnika stara, ażeby prawdzie stało się zadość.
Dla członków mojej generacji, będzie to przypomnienie starych dziejów, dla młodszego pokolenia może to być coś nowego, czego nie mieli jeszcze okazji usłyszeć lub zobaczyć. Choć wszystko to jest w jakiejś, choćby skróconej formie na You Tubie (bo niby skąd miałbym wziąć materiały do opublikowania), to ukryte przecież w tym gigantycznym wirtualnym magazynie. Zatem blog ten może być niedoskonałym pewnie, ale przewodnikiem po fascynującej zawartości tego serwera. 
Zacznijmy więc od autorów wyżej wymienionej piosenki. Teksty pisane przez Jeremiego Przyborę są pełne wdzięku, fantazji i niezwykłych pomysłów, bardzo lubię ten rodzaj humoru, i tylko czasami niektóre fragmenty piosenek, na szczęście bardzo rzadko, robią fatalne wrażenie, jakby poszukiwania rymu za wszelką cenę. Zresztą sam poeta nie zawsze był zadowolony z efektu końcowego i przy nadarzających się okazjach, jak na przykład nagrywanie nowego programu (te same piosenki były śpiewane w Wieczorach Starszych Panów i w Nadprogramach w telewizji, oraz w audycjach przygotowywanych specjalnie dla radia ) zmieniał nieco tekst. Za to od strony muzycznej wszystkie piosenki Jerzego Wasowskiego, także te spoza Kabaretu, to prawdziwe perełki. Co by jednak nie mówić krytycznego, wspólna twórczość obu Panów, to kawał naszej historii. Na ekstremalnie wysokim poziomie.
 Tą piosenką powinniśmy rozpoczynać każdy nowy dzień


Dla mnie jest to jedna z najpiękniejszych piosenek Kabaretu


To dla miłośników herbaty.
Motyw refrenu stał się sygnałem muzycznym wszystkich programów Kabaretu.


Rodzina nie cieszy gdy jest, lecz kiedy jej nima...


Jako dziecku takie piosenki wydawały mi się nudne, wolałem te weselsze
Tanie Dranie, Addio pomidory, Przeklnę Cię itd.
Cóż, na starość, przepraszam, z wiekiem gusta się zmieniają


Cudowna piosenka z uroczymi wtrętami Starszych Panów (tak będziemy bisowali...)
  



A jeśli będziecie mieli czas, obejrzyjcie film Zacne grzechy, gdzie Jeremi Przybora czyta własny komentarz do toczącej się akcji. Jest naprawdę niezrównany. Jest to jedyny chyba, prócz Jerzego Wasowskiego,  "naturszczyk", którego poważam. A poza nim, w filmie, cała plejada znakomitych aktorów jeszcze w kwiecie wieku.